Do napisania tego posta zbierałam się od dobrych kilku tygodni, ale tak całkiem serio to można powiedzieć, że codziennie wahałam się pomiędzy nowym postem, a całkowitym skasowaniem bloga. W końcu jednak wygrała opcja "NOWY POST".
Co się stało i dlaczego jak szybko założyłam bloga, tak szybko przestałam go w zasadzie prowadzić?
Otóż moi Kochani założyłam bloga z zamiarem pokazania, że zapracowana, zabiegana osoba, zawodowo niezwiązana ze sportem, może mieć sportowe hobby i w dalszym ciągu czas na wiele innych aktywności oraz zdrowe gotowanie. Niestety bardzo szybko okazało się, że o ile jestem w stanie wyskrobać dość sporo czasu na ćwiczenie, o tyle na pisanie bloga na ten temat zaczyna go już mocno brakować.
Gdy pojawił się mój blog bardzo wiele osób zaczęło mnie pytać czy zamierzam rzucić dotychczasową karierę zawodową i zostać trenerką i/lub blogerką. To właśnie było totalnie sprzeczne z tym co chciałam pokazać na moim blogu...Dodatkowo w bardzo krótkim czasie po założeniu bloga moja sytuacja zawodowa, osobista i zdrowotna (heh wszystko na raz) dość mocno się pokomplikowały. Było mi bardzo, bardzo ciężko. Teraz nie będę opisywała szczegółów tego co się stało, ale powiem tak- były dni, kiedy czułam, że nie dam rady wstać z łóżka, ale nie miałam wyboru, bo przede mną było 12 godzin ciężkiej pracy. Wszystko to trwało dobrych kilka miesięcy. Mimo tego nie poddawałam się i starałam się pielęgnować moją sportową pasję choć momentów zwątpienia było wiele. Myśl jaka mnie napędzała to "nie pozwól, by to co ci się przytrafiło zniszczyło twoje życie i odebrało ci pasję i radość". Brnęłam do przodu, ale o pisaniu bloga nie było kompletnie mowy. Gdy tylko miałam czas i gdy siły pozwalały ćwiczyłam, biegałam, ale nie było opcji opisywania treningów, a już na pewno nie robienia fajnych zdjęć, bo moja kreatywność i energia miały dość ograniczony limit. Na gotowanie ledwo starczało mi czasu, a to co ugotowałam nie nadawało się do jakiejkolwiek prezentacji.
Z perspektywy czasu widzę jak wiele miałam w sobie uporu, samozaparcia, siły i wiem, że mogłabym motywować i być wzorem dla wielu. Może brzmi to trochę nieskromnie, ale wiem, że to prawda. Wtedy byłam jednak bardzo zmęczona, zagoniona i żyłam pod zbyt duża presją. Czułam, że moje życie nie jest ciekawe, ani motywujące, ani zachęcające i że czytelnikom bloga nie mam niczego do zaoferowania.
Z perspektywy czasu widzę jak wiele miałam w sobie uporu, samozaparcia, siły i wiem, że mogłabym motywować i być wzorem dla wielu. Może brzmi to trochę nieskromnie, ale wiem, że to prawda. Wtedy byłam jednak bardzo zmęczona, zagoniona i żyłam pod zbyt duża presją. Czułam, że moje życie nie jest ciekawe, ani motywujące, ani zachęcające i że czytelnikom bloga nie mam niczego do zaoferowania.
Na szczęście najgorszy czas za mną, wracam do siebie i staram się nadal robić to co kocham.
Czy uda mi się również powrócić do bloga? Nie wiem, nie obiecuję, ale myślę, że ten post może być dobrym początkiem. Zarówno mój blog jak i konto na Instagramie nie były założone z myślą o zarabianiu. Nie chcę promować produktów tylko dlatego, że dostaję je gratis, nie będę robić pięknych i kolorowych zdjęć czegoś, czego nigdy sama bym nie kupiła. Nie zamierzam wstawiać zdjęć w ciuchach sportowych z treningu, który się nie odbył i kopiować z sieci zdjęć ciastek, których sama nie upiekłam. Mogłabym pewnie rzucić wszystko i zostać blogerem, ale ja lubię swoją obecną pracę, a moja pasja do sportu niech utrzyma się w kategorii "hobby". I niech blog właśnie będzie o tym, że można mieć pracę i pasję, codzienność i marzenia i wszystko to jakoś ze sobą zgrywać. Prawdopodobnie w dalszym ciągu nie będzie tak pięknie i kolorowo jak na innych blogach, ale będzie prawdziwie :-)
Jesteś super!
OdpowiedzUsuńI o to chodzi 🙂 Trzymaj się ciepło i oby tak dalej🙂
OdpowiedzUsuń